czwartek, 3 lipca 2014

Prawdziwy znak lata

Zwykle uważa się, że początek lata w Szwecji wyznacza ukochane święto Skandynawów - Midsommar (bliskie naszej nocy świętojańskiej). To jednak wersja eksportowa do turystycznych katalogów oraz działu personalnego w firmie, gdzie po midsommarowej zabawie część pracowników znika na urlopy, a część pracuje „hemifrån" - z domu, czyli leczy bolesne skutki przedawkowania (wstrętnej!) wódki Skåne akvavit. Prawda jest zgoła inna, a symbol lata dostrzec można znacznie wcześniej.


Już po pierwszym cieplejszym tygodniu w kwietniu bądź maju, gdy nadzieja na koniec zimy zawita na północ, z podmiejskich i wiejskich garaży wyciągane są największe skarby Szwecji - antyki na czterech kółkach. Szwedzkie i amerykańskie klasyki dróg z lat 50. zaczynają coraz częściej pojawiać się na drogach, rozgrzewając silniki na nadchodzące zjazdy, zloty i lokalne wyścigi wokół wsi (a jakże!). I to jest właśnie symbol nadchodzącego lata. 



Gdy na wiejskiej „autostradzie" przed naszym ogródkiem przemknie pierwszy stary cabriolet z uśmiechniętymi dziadkami w środku, to znak. Znak, że właśnie nadchodzi w Szwecji lato. Gdy w drodze na stację wyminę starszego sąsiada, który właśnie stawia obok swojego nowiusieńskiego traktora świeżo wypucowane, zadbane i garażowane zielone Volvo z lat 50., to znak, że już zdecydowanie nadeszło lato. Tymczasem na lokalnej wąskiej drodze wielkie tiry zwożące z lasów drewno po wiosennych roztopach cierpliwie będą jechać za starym chevroletem z zadowoloną babcią w środku. I myliłby się ten, kto myśli, że stare samochody to luksus mieszczuchów. Wbrew pozorom to nie w wielkim mieście jest najwięcej samochodowej klasyki. 

Ponoć co roku do Szwecji ze Stanów Zjednoczonych sprowadzanych jest 5000 starych, klasycznych samochodów z lat 50., 60. czy 70. Według niektórych szacunków jest ich tu więcej niż w samych Stanach. Tutaj to subkultura i przemysł. Na rozsianych po całym kraju wsiach nietrudno znaleźć trzy rzeczy: czerwony, drewniany dom, stadninę i stodołę przerobioną na garaż, w której trzymać można swoją łódkę i... ukochane, stare ferrari.

Why Swedes love Classic American Cars?

Z kolei w słynnej z malowanych, drewnianych koni Dalarnie wytworzyła się chyba najsilniejsza w regionie subkultura miłośników starych samochodów. Wystarczy wybrać się w lipcu na wakacje w tamte rejony, by bez problemu minąć szpaler pięknie odrestaurowanych starych samochód z całymi rodzinami w środku, często o wyglądzie wyjętym wprost z lat 50. 



Posiadanie starego samochodu to cała filozofia, której mieszczuchy - od czasu do czasu próbujące zaszpanować starym klasykiem - pojąć nie mogą. Podstawa to miejsce, gdzie ów klasyk można trzymać. Stąd wyższość wsi nad miastem, gdzie trudno o miejsce na własny mini-warsztat samochodowy. Bowiem o klasykę dbać należy samemu. Polerować, naprawiać, podrasowywać. Kupić można złom (patrz fot. powyżej), ale na drogę wyjechać już błyszczącą w słońcu (a tego tu latem nie brakuje) limuzyną.


Tymczasem niedawno odkryto w górniczym regionie Bastnäs, na północ od Göteborga, niesamowite cmentarzysko starych samochodów. Ponad tysiąc starych Opli, Saabów, Volv i Fordów to ponoć pozostałość po amerykańskich żołnierzach. Kolekcją zajmowali się dwaj bracia, dopóki mogli. Potem starymi samochodami „zaopiekowała się" natura, tworząc niesamowity widok. Złomowisko stało się częścią ekosystemu i, co zabawne, dzisiaj ekolodzy sprzeciwiają się usunięciu aut, które stały się mieszkaniem dla wielu zwierząt. Dla fotografów amatorów z kolei idealnym plenerem. 

Fot. Vladimir Cettl


Polecam zwłaszcza zdjęcia Vladimira Cettla!

A o kulturze samochodowej opowiem jeszcze nieraz, w tym między innymi o „bilbingo" i dlaczego w Szwecji można niekiedy prowadzić bez dokumentu prawa jazdy, ale już nie po łyku wina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz