czwartek, 7 sierpnia 2014

Tam, gdzie rosną poziomki

Zapewne wielu z was choć raz słyszało (widziało?) o filmie Ingmara Bergmana "Tam, gdzie rosną poziomki" (1957). Wspominam o nim, ponieważ dzisiaj będzie trochę o prawdziwym znaczeniu jego tytułu - smultronställe, skandynawskiej naturze, a wszystko to w ramach zapowiedzi nowego działu blogu.

Klimat przez ostatnie miesiące Szwecji nie rozpieszczał. Po zaskakująco ciepłym kwietniu, przyszły opady śniegu 1 maja, a potem naprawdę zimny i deszczowy czerwiec. Gdy już odnotowano rekordowo niskie temperatury na Midsommar, zaczęto odnotowywać rekordowo wysokie temperatury w lipcu. Po długotrwałych upałach i suszy Szwecja zamieniła się w Australię, która co roku walczy z pożarami buszu. Z drugiej strony Bałtyku od tygodnia walczą z pożarem 15 tys. hektarów lasu niedaleko Västerås.

Sytuacja jest poważna, jedna osoba nie żyje, ponad tysiąc ewkauowano. Dopiero dzisiaj pojawiły się pierwsze informacje, że z pomocą sprowadzonych z Włoch i Francji samolotów sytuację udało się opanować. Dym od kilku dni czuć i widać nie tylko w Uppsali i Sztokholmie, ale nawet w naszej okolicy oddalonej 150 km od objętych katastrofą obszarów. Dzisiaj z kolei nawałnice i burze spowodowały paraliż na kolei i lokalne podtopienia.

Zobacz zdjęcia z pożarów lasów w Szwecji.


Fot. Martyna Olszowska

Stwierdzenie, że Skandynawowie kochają naturę i bycie w naturze, to już dziś niemal slogan wyjęty z katalogu turystycznego, choć prawdziwy. Australia zafascynowała mnie wiele lat temu ogromnymi przestrzeniami, które człowiek doświadcza tym mocniej, w im mniej zaludniony jej zakątek trafi. A oto właściwie nie jest trudno, gdy na niemal 8 mln km2 mieszka niespełna 23 mln ludzi.

Podobnie jest w Szwecji. Około 10 mln ludzi na 450 tysiącach km2 i ogromne połacie lasów i jezior, pośród których porozrzucane są skały pozostawione przez lodowiec. Rezerwaty przyrody wchodzą niemal do miast, o czym łatwo się przekonać już w samej stolicy. W moim przekonaniu to jeden z czynników wpływających na wewnętrzny spokój tutejszych mieszkańców. Smultronställe z kolei jest idealną emanacją skandynawskiego przywiązania do natury.

Fot. Martyna Olszowska. Zwyczajem szwedzkim poziomki należy
nawlec na źdźbło trawy. Tutejszy smak dzieciństwa.

Smultronställe (także oryginalny tytuł wspomnianego filmu Bergmana) zaczęto w języku szwedzkim używać na początku wieku XX. Słowo miało oznaczać miejsce (ett ställe), do którego chętnie wracamy, gdzie odpoczywamy, odstresowujemy się, jesteśmy sami ze sobą. Miejsce, o którym inni nie wiedzą. Nasza samotnia. Warto jednak zauważyć, że samo słowo - dokładnie "poziomkowe miejsce", "tam, gdzie rosną poziomki" (czyli smultron-y) - odwoływało się do natury. Skandynawskie specjalne miejsce nie oznaczało ulubionej knajpki z pyszną kawą, lecz miejsce w naturze.

Warto jednak dodać, że mimo iż przyroda pozostaje nieodłącznym elementem tutejszej rzeczywistości, to coraz częściej zdarza mi się usłyszeć smultronställe w kontekście ulubionej kawiarni czy knajpki. Biorąc pod uwagę, że usługi kawiarniano-restauracyjne są tutaj w powijakach, to uważam to za pozytywną zapowiedź stopniowych zmian w szwedzkim stylu życiu.

Fot. Martyna Olszowska

Szwedzi kochają poziomki, choć na sklepowych półkach raczej nie znajdziemy produktów zrobionych z tych delikatnych, słodkich, czerwonych cudowności. Ponoć to dlatego, że te leśne owoce są za dobre, by zostawiać coś na później. Trzeba je zjeść od razu. Wielbicielem poziomek, które na północy pojawiły się w XVIII wieku, był ojciec współczesnej botaniki, Karol Linneusz. Traktował je jak lekarstwo. I całkowicie go w tej kwestii rozumiem...

O poziomkach powstała nawet znana piosenka "Ulla, min Ulla" autorstwa słynnego XVII-wiecznego szwedziego trubadura i poety, Carla Michaela Bellmana. Zwraca się on w niej do Ulli w pewne letnie, słoneczne popołudnie, zapraszając na „najszerwieńsze poziomki" w mleku i winie. "Ulla, min Ulla" zainspirowała nawet film z 1930 roku w reżyserii Juliusa Jaenzona pod tym samym tytułem.

Słowa piosenki "Ulla, min Ulla" dla zainteresowanych.

Piosenka jest dość często wykonywana przez różne zespoły, zwłaszcza muzyki klasycznej i dawnej. Najpopularniejszą wersją jest jednak ta Cornelisa Vreeswijka. Ten urodzony w Holandii, lecz wychowany w Szwecji artysta to tutejsza legenda poezji śpiewanej. I trudno się dziwić, słuchając jego dyskografii. Zresztą posłuchajcie sami jego wykonania "Ulla, min Ulla".



I na koniec zapowiedź. Gdy planowałam wpis o smultronställe, pojawił pomysł na specjalny dział na Z drugiej strony Bałtyku. Chciałabym was zaprosić w podróż po odkrywanych przeze mnie od czasu do czasu takich niezwykłych poziomkowych miejscach w Szwecji - rezerwatów przyrody, małych miasteczek, ewentualnie specjalnych miejsc ukrytych w większych miastach. Taki dział podróżniczy inaczej. Dla tych, którzy może kiedyś po nasyceniu się pięknym Sztokholmem i jego archipelagiem, ewentualnie po odwiedzeniu Sigtuny, Uppsali, czy Göteborga, będą mieli ochotę odkryć coś nowego. Miejsca, do których zagraniczni turyści raczej nie zaglądają.

Tymczasem biegnę zerwać źdźbło trawy i znikam do swojego smultronställe. Tym razem tego, rosnącego tuż pod kuchennym oknem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz